Oregon okazał się dla nas nie lada wyzwaniem. Ze względu na bliskie sąsiedztwo z Washintonem zdecydowaliśmy, że tym razem nie poświęcimy zbyt dużo czasu na zwiedzanie Portland, ani jego okolic. Wybierzemy się tu innym razem. W zasadzie to można powiedzieć, że podziwialiśmy Oregon zza szyb auta. Niemniej jednak, podobnie jak Washington, jest to przepiękny stan. Pełen zieleni, gór i zachwycających krajobrazów. Wracając do tego wyzwania. Postanowiliśmy, że skoro nie będziemy tu zbyt dużo zwiedzać to przynajmniej nadrobimy trochę czasu jadąc nieprzerwanie, jak długo się da.
Dzień 1
Ruszyliśmy z domu w piątek późnym wieczorem. Pierwszy nocleg zaplanowaliśmy w miejscowości Cottage Grove, oddalonej o jakieś 300 mil od Seattle. Z małym przystankiem po drodze, odcinek ten zajął nam niecałe 5 godzin. Dzięki temu, że ruszyliśmy wieczorem, uniknęliśmy korków, które zwykle blokują wszystkie wyjazdy z Seattle. Poniższa mapka obrazuje trasę, którą pokonaliśmy tego wieczora. Punkt numer 1 na trasie to nasz pierwszy nocleg, Cottage Grove.
Nazajutrz wstaliśmy bladym świtem, aby wykorzystać jak najwięcej z tego dnia. Powitało nas rześkie powietrze i zapach sosen rosnących wokół hotelu, którym nocowaliśmy. Nasz kolejny punkt na mapie to Face Rock w miejscowości Bandon (punkt nr 2 na mapce). Pierwsza i w zasadzie jedyna atrakcja, na którą mogliśmy sobie pozwolić w Oregonie. Jak tylko zobaczyliśmy ten punkt w przewodniku, zgodnie postanowiliśmy, że musimy tam pojechać.
Face Rock to zjawiskowa skała w kształcie ludzkiej twarzy. Otoczona mgłą wygląda jakby wynurzała się z wody, aby spojrzeć w gwiazdy. Ze skałą tą związana jest piękna Indiańska legenda.
Dawno, dawno temu, Wódz Siskiyou wraz ze swoją rodziną i innymi członkami plemienia przybył z dalekich gór nad wybrzeże, aby handlować dobrami z czterema plemionami żyjącymi nad morzem, które nazywali Wecoma. Aby uczcić to wydarzenie czterej wodzowie zaplanowali największą ucztę, jaką dotąd pamiętano. Upiekli niedźwiedzie, łososie, łosie i jelenie. Przygotowano również ogromne ilości małży. Podano półmiski z drzewa cedrowego wypiełnione miodem i borówkami.
Szykowała się wspaniała uczta. Obawiano się tylko jednego, że Seatka, zły duch żyjący w morzu Wecoma może sprawiać kłopoty świętującym i ich gościom. Z tego powodu, uzbrojeni wojownicy stali na straży na zboczach wysokich klifów otaczających zatokę pilnując by Sitka nie przeszkodził w uczcie.
Wódz Siskiyou zabrał ze sobą swoją piękną córkę Ewaunę, która nigdy nie widziała oceanu. Oczarowana jego magią nie zważała na ostrzeżenia wodza, aby nie zbliżała się do wody. Po zakończonej uczcie, gdy wszyscy jeszcze spali, wymknęła się z obozu i ruszyła nad ocean. Wzięła ze sobą kosz z kociętami, a jej wierny pies, Komax, podążył za nią. Księżyc w pełni rozświetlał srebrzyste fale Wecomy. Ewuana, która wcale nie obawiała się Seatki, weszła do wody i pływała w morzu, oddalając się od brzegu, coraz dalej i dalej. Pies szczekał ostrzegawczo, ale było już za późno. Zły duch Seatka schwytał piękną księżniczkę. Pies niosąc koszyk pełen kociąt podpłynął do swojej pani i zatopił zęby w dłoni Seatki. Ten wyjąc z bólu, odepchnął psa i wyrzucił kocięta do morza. Trzymając w sidłach księżniczkę, bezskutecznie próbował sprawić, by Ewauna spojrzała mu w oczy, ale ona nie chciała odwrócić wzroku od wielkiego, okrągłego księżyca.
Kiedy wódz Siskiyou się obudził i zobaczył, że jego córka zniknęła, natychmiast podniósł alarm. Wszyscy rzucili się na brzeg Wecomy. Na miejscu ujrzeli śliczną twarz księżniczki Ewauny wpatrującej się w niebo. Jej pies wyszedł na plażę wyjąc do swojej pani, a kocięta pozostały w morzu. Z czasem, wszyscy zamienili się w kamień, zastygli na zawsze, jakby to było dawno, dawno temu przed świtem.
Źródło: http://thebandonguide.com/the-legend-of-face-rock/
Mimo, że to jeszcze wrzesień i w zasadzie powinno być dość ciepło, trafiliśmy na słoneczny, ale chłodny dzień. W taką właśnie pogodę, przy Face Rock zwykle zbiera się mgła. Gdy dojechaliśmy na miejsce, niczym ciężki głaz spadło nas wielkie rozczarowanie, gdyż większość skał była zatopiona w gęstej, jak mleko mgle. Zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwaniu tej jednej skały, dla której tu przyjechaliśmy.
W mgnieniu oka zapomnieliśmy, czego tu szukamy. Widok na zatokę, nawet we mgle był niesamowity. Magia tego miejsca oczarowała nas w jednej chwili. Zapomnieliśmy, że jest zimno, że wieje, no i że jest mgła. Blask słońca w połączeniu z snującą się po piasku mgłą tworzył wyjątkowy nastrój, pełen tajemniczości i energii, której nie odczuwa się niegdzie indziej.
Chwilę później, ku naszemu zaskoczeniu, kłęby mgły ustąpiły. Przed oczami ukazała się sławna Face Rock. Widok tych rys, które w naturalny sposób uformowały się w kształt ludzkiej twarzy przyprawił nas o gęsią skórkę na ciele. Są na świecie miejsca, w których czasem wręcz w fizyczny sposób odczuwamy ich wyjątkową energię. W sposób, którego nie da się opisać słowami przepływa przez nas historia tego miejsca. Aura wydarzeń z przeszłości i emocje ludzi, którzy podobnie jak my stali tu kiedyś zapatrzeni w wodę została tu na zawsze i wita wszystkich nowoprzybyłych. A może to tylko moja wyobraźnia? Jedno jest pewne, wyjątkowość tego miejsca sprawia, że człowiek na chwilę zapomina o wszytkim. Przez ten jeden moment liczy się tylko to, co widzisz przed oczami. Myśli dnia codziennego ustępują miejsca pustce, która ogarnia umysł i ciało. Nasuwają się pytania: jak to możliwe, że ta skała wygląda jak twarz? Co działo się w tym miejscu kiedyś? Czego jeszcze nie wiemy o świecie, w którym żyjemy? Piękno tych skał sprawia, że człowiek zaczyna patrzeć na świat z dużo wiekszej perspektywy. Gdybym tylko umiała medytować to jest to jedno z miejsc, w którym z latwością odpłynęłabym w inną rzeczywitość.
Nagle, znany mi głos wyrwał mnie z zamyślenia. “Daj aparat zrobię Ci zdjęcie”, powiedział Kuba. No tak, zdjęcia! A Kuba na to: “I się zaczęło.” Niekończońca się seria zdjęć z każdego możliwego punktu w tym miejscu. Istny raj dla szukających inspiracji fotografów. Ja bym się do nich oczywiście nie zaliczyła, ale i tak wpadłam w tzw. photographer mode i było po mnie, jakby to Kuba powiedział.
Czas upłynął szybko i trzeba było ruszać w dalszą drogę.
Przed nami California. See you soon!