Drinking, baring, karaoking…, czyli krótka historia niejednej nocy!
Seattle to nie tylko miejsce do zwiedzania za dnia. To również miasto, które i w nocy tętni życiem. Wieczorami odwiedzamy nowe miejsca, knajpki i bary karaoke. Dzięki spotkaniom organizowanym przez Meet Up i przeróżnym znajomym znajomych poznaliśmy grupkę lokalnych osób, z którymi gramy w piłkę, chodzimy na karaoke lub zwyczajnie rozmawiamy przy piwie. A miejsc do odwiedzenia jest bardzo dużo. Najbardziej popularnym miejscem na wieczorne wypady jest dzielnica Capitol Hill z niezliczoną gamą przeróżnych barów i restauracji. Do tej pory udało nam się odwiedzić kilka miejsc, ale jeszcze dużo przed nami.
Przed wieczorną wyjściem warto pomyśleć o doładowaniu baterii. My często zażywamy trochę świeżego powietrza spacerując przy zachodzie słońca. Dzięki temu nabieramy sił przed nocną zabawą, gdyż gdy słońce zachodzi budzą się nocne demony i szaleją na mieście!
Jednym z naszych ulubionych miejsc (może dlatego,że jest najbliżej od Kuby pracy) jest bar & restaurant 2120. Bardzo przyjemne miejsce w budynku Amazona. Nazwa to jednocześnie numer budynku – proste i łatwe do zapamiętania. Kuba tradycyjnie zamawia Indian Pale Ale, a zawsze celuje w jakiegoś ciekawie wyglądającego drinka.
W Seattle jest kilka miejsc, które trochę przypominają typowe amerykańskie bary, ale większość jednak utrzymana jest w bardziej europejskim stylu. Niemal w każdej restauracji z lokalną kuchnią można skosztować amerykańskich, ostrych sosów robionych na miejscu. Ten ze zdjęcia wyjątkowo przypadł do gustu! W wielu miejscach serwują amerykańskie burgery, pizze i frytki. Zawsze jest dość duży wybór piw, szczególnie z lokalnych browarów. Mi najbardziej smakowało serwowane w jednym z odwiedzonych przez nas miejsc sezonowe piwo imbirowo-dyniowe z domieszką świątecznych przypraw.
Innego dnia, wracając z U District wstąpiliśmy do małego baru z kuchnią azjatycką. Porcje ogromne, dobre, ale niestety nie urzekło nas smakiem, choć obsługa była przemiła. Widać, że prowadzą rodzinny biznes, ale troszkę im jeszcze brakuje do gwiazdki Michelin.
Natomiast w kolejnym miejscu, jedzenie było wprost fenomenalne. Restauracja meksykańska na Pioneer Square. Porcje nie były zbyt duże, ale przekrój smaków nas zaskoczył. Bardzo polecam, miejsce nazywa się Casco Antiguo. Na przystawkę zamówiliśmy domowe nachos z przepysznym quacamole i ostrą salsą. Ja zamówiłam tacos, a Kuba enchiladę. Pycha!
Meksykańska kuchnia jest super, ale może pora spróbować czegoś lokalnego? Pizzeria Zeeks oferuje typowo amerykańską pizzę, z dużą ilością składników i nieco grubszym ciastem. Nie jest to włoska pizza, ale daje radę.
Może już starczy o samym jedzeniu. Skupmy się teraz na części rozrywkowej Seattle. Hula Hula Karaoke & Tiki Bar. Trzeba przyznać, że na organizacji karaoke mieszkańcy Seattle znają się całkiem nieźle. Bar był przepełniony po brzegi, zwłaszcza pod samą sceną. Niektórzy performerzy naprawdę mają talent do śpiewania. My pozostaliśmy w strefie kibica popijając pyszne drinki dodawaliśmy otuchy kolejnym osobom. Ja tym razem zamówiłam drink o nazwie “Saturn” w stylowym kubku. Klimat imprezy znakomity!
Seattle po zmroku może wydawać się nawet bardziej atrakcyjne niż za dnia, a to dzięki uroczym dekoracjom na drzewach i kolorowym neonom sklepów i restauracji . Nie tylko w ciągu dnia, ale również i wczesnym wieczorem Pike Place Market, najbardziej popularne miejsce w Seattle wprost tętni życiem.
W Seattle nie brakuje też uroczych, zaszytych gdzieś w zakątkach miasta, małych restauracyjek, jak ta “Place Pigalle”. Jeszcze w niej nie byliśmy, ale jest to kolejny punkt do odwiedzenia na naszej liście. Jednak, nie ukrywam, że można trafić również w dziwne miejsca… Do jednego z nich trafiliśmy zupełnie przypadkiem, ale nie będę ukrywać, że przeze mnie. Malutki bar z całkiem niezłym wyborem piw, ale przepełniony ludźmi. Miał bardzo dobre oceny w internecie. Niestety nie z powodu piwa, ale automatów do gier, które zajmują w tym barze niemal każdą wolną przestrzeń. Urocze dekoracje za barem i małe wiatraczki-robociki sprawiają, że to miejsce jest jeszcze bardziej hm…unikalne. Hałas i tłok sprawiły, że szybko przemieściliśmy się dalej. No, ale cóż, spróbować trzeba wszystkiego!