Nadszedł w końcu czas na urządzenie naszego mieszkania. Jedziemy na zakupy, ale dokąd? No, jak to dokąd? Do IKEI!
Ruszyliśmy w długą drogę do Renton. Plan był następujący: 1 wizyta w IKEI, kupujemy co trzeba, zamawiamy transport i wracamy skręcać meble. I to byłoby na tyle z planów. Oczekiwania vs. rzeczywistość: przegapiona dostawa mebli, 4 wizyty w IKEI plus osiągnęliśmy level expert w przemieszczaniu się między Seattle a Renton!
Pierwszą wizytę mądrze zaplanowaliśmy w godzinach szczytu, z ograniczonym dostępem do internetu, dotarliśmy tuż przed zamknięciem i zapomnieliśmy pomierzyć pokoje. No to pojechaliśmy drugi raz. Tym razem się udało (tak, wszystkie wózki widoczne na zdjęciu są nasze…). Transport zamówiony! Możemy być z siebie dumni? Prawie…
Wszystko byłoby super, gdybyśmy nie przegapili dostawy. W naszym budynku domofon łączy się w przypisanym numerem komórkowym, którego wówczas jeszcze nie posiadaliśmy. Po 15 minutach wiszenia na łączach z infolinią IKEA dowiedzieliśmy się, że musimy pojechać na miejsce jeszcze raz zamówić transport.
Za trzecim razem było trochę lepiej. Dzięki pięknej pogodzie 20 minutowy spacer wcale nie był taki straszny. Kupiliśmy kartę z amerykańskim numerem i ruszyliśmy na zakupy. Przy trzeciej wizycie postanowiliśmy zrobić to jak należy, czyli zaplanować również czas na posiłek. Wbrew naszej cichej nadziei menu w amerykańskiej IKEI nie odstaje od tradycyjnych już meatballs czy łososia.
Nie było łatwo….a to dopiero drugie krzesło! Meanwhile… Kuba skręcał łóżko. Jak się możecie domyślić (za nami dopiero trzecia wizyta w IKEI) zabrakło…najważniejszej części naszego łóżka!! I co? Pojechaliśmy do IKEI po raz czwarty!
Praktyka czyni mistrza. Tym razem udało nam się zdążyć na autobus, który jeździ raz na godzinę i dzięki temu nie musieliśmy iść na piechotę z wielką torbą IKEA. Udało nam się to nawet 2 razy i 2 razy trafiliśmy na tego samego kierowcę, który nie krył zdziwienia widząc nas u wejścia z niebieskimi torbami drugi dzień z rzędu.
Finally! Ostatnia wizyta w IKEA zakończona sukcesem. Możemy się wprowadzać. Nasze mieszkanko wyglądało coś pusto przed wprowadzką, ale bez obaw. W ciągu tych czterech wizyt w IKEA nakupiliśmy tyle, że z pewnością nie będzie u nas pusto 🙂
Jak przystało na Amerykę, nie mogło zabraknąć happy endu. Wieczorem mogliśmy podziwiać piękny zachód słońca z naszego balkonu. Maniutek, kotek naszych sąsiadów, u których mieszkaliśmy przez pierwsze dni, jako jedyny nie skakał z radości. Ale codziennie wpadaliśmy go odwiedzać!
See you next time!